W tym roku nasz Dom obchodzi dziesiąte urodziny! W najbliższych miesiącach będziemy chcieli “przemycać” trochę wspomnień, starych zdjęć i refleksji z tych dziesięciu lat. Niektóre zdjęcia mogą nawet szokować – bo pokazują zmiany, jakie nastąpiły w ciągu tych lat.

 

Różni ludzie często nas pytają: “A skąd się wziął pomysł na prowadzenie domu opieki?” - spoglądamy wtedy z mężem  na siebie figlarnie i z uśmiechem odpowiadamy: “Z nieba. Pomysł przyszedł z nieba” ! Dzisiaj – na początek - chciałabym podzielić się tekstem, który powstał 10 lat temu, a który trochę określa tło powstania domu:
“Wszystko zaczęło się dwa lata wcześniej. Moje targowanie się z Panem Bogiem – On szeptał mi wciąż do ucha a ja odkrzykiwałam, że się do tego nie nadaję – że drętwieję na widok pomarszczonej skóry, że nie cierpię zapachu starego człowieka, że wcale nie zachwycam się siwizną i bamboszami. A On wciąż szeptał. W końcu poddałam się i westchnęłam: „Chrystusie – Ty, który nie zdążyłeś się zestarzeć – naucz mnie zakochać się w STAROŚCI”.  I tak się zaczęło: - niby przypadkiem w tłumie ludzi mój wzrok zawsze zatrzymywał się na jakiejś staruszce, w kościelnej ławce niby przypadkiem usiadłam obok zgarbionej postaci, w sklepowej kolejce niby przypadkiem słuchałam rozmowy dwojga trzęsących się osób. Byli wszędzie wokół mnie – a On szeptał: „popatrz, jacy są piękni; popatrz, jacy są delikatni, posłuchaj, jak mądrze mówią". Dojrzewałam w rytm Jego szeptu – przyglądałam się jak malarz pomarszczonym dłoniom, zgarbionym sylwetkom, zniekształconym nogom – nasiąkałam, akceptowałam, oswoiłam w sobie. Pokochanie starości stało się. Powstał Dom Pod Aniołem...- a w domu zaczęła mieszkać miłość pod postacią kolejnych pensjonariuszy.
 Pani Basia – 91 lat- która w trakcie homilii z rozbrajającą szczerością potrafi wstać i powiedzieć „O tu to bym się Księdzem nie zgodziła”. Albo pani Trudzia – 90 lat - która w środku Mszy wzdycha sobie na głos: „O, jak tu uroczyście”. Pan Aleksander -96 lat-który jeszcze rok temu samodzielnie jeździł swoim ukochanym Mercedesem, pani Pelasia - wiecznie nie pamięta jak ma na imię jej współlokatorka. Pani Weronika – 97 lat – z którą umawiamy się na setne urodziny.
 Kruche istoty – na które można patrzeć oczami „świata” – i wtedy widzi się rzeczywistość wiecznie gubionych sztucznych zębów, psujących się aparatów słuchowych, zmienianych pieluch. Ale można także patrzeć sercem – i wtedy widzi się głębiej.
Każdy z nich to osobny świat – nie są idealni – ale wciąż słyszę Jego szept: “usłysz to, co między gderaniem – jak się słyszy to, co pomiędzy wierszami. Popatrz w te oczy, które już niczego się nie boją, doceń ich szczerość – bo dyplomacja już im  niepotrzebna, zobacz, że cieszy ich każdy dobry gest, uśmiech, przytulenie – tak jakby po latach życia zostało odczuwanie przede wszystkim tego, co najprostsze a jednocześnie najpiękniejsze.” Im są starsi, tym większe spustoszenie robi w ich życiu głuchota, zapominanie, błądzenie – ale może to tak ma być, że gdy pod koniec drogi wszystkie inne zmysły słabną to wyostrza się ten, który rejestruje obecność czyjegoś serca?
Chodzę nocami po korytarzach naszego domu i prowadzona Jego szeptem zaczynam widzieć inaczej. Bo w czasach starzejących się społeczeństw starość jawi się jako teren misyjny – bo starość to coraz częściej osamotnienie, to rozpaczliwy krzyk o przywrócenie  godności. A przecież ludzie starzy to szpica naszego pochodu do nieba. To oni najprędzej spotkają Boga twarzą w twarz – oni przed nami tam dojdą a my możemy ich do tego przygotować. To my powinniśmy im pomóc, aby zdołali się pogodzić z ludźmi i Bogiem. Nawet przewijanie pieluch i karmienie staje się wznioślejsze wobec takiej perspektywy.
Chodzę nocami po korytarzach domu – czuwam nad nimi, jak nad dziećmi i rośnie we mnie przekonanie, że bez nich nie bylibyśmy tymi ludźmi, którymi jesteśmy.
To nieprawda, że starość się Panu Bogu nie udała – to raczej człowiekowi  nie zawsze udaje się zobaczyć jej piękno i jej sens”.  - Anna Młodak